Dobra strona smaku

Siedzi w nas takie poczucie, że ma być tanio, łatwo wchodzić, szybko, w miarę bez myślenia o smaku. Takie są piwa z dużych browarów i w to każdemu graj, bo tak został nastawiony. Takie warunkowanie w toku rozwoju. Na szczęście nieco się to zmienia – stwierdza Łukasz Matusik, autor bloga Piwolucja.pl

Na swoim blogu piszesz: Zacząłem blogować, aby edukować. Pijemy słabej jakości piwo i rzadko kiedy chcemy świat tego trunku poznawać. Wierzymy w mity, marketingowy bełkot i plotki. Chcemy pić piwo nieciekawe, tanie, najlepiej mocne, nie próbując poznać tego z wyższej półki.” Jak myślisz, dlaczego nadal tak wiele osób przejawia niechęć do poznawania nowych piwnych smaków i pokutuje wśród nich takie przeświadczenie, że piwo to tylko jasne pełne z pianką?
Mentalnie siedzimy w komunie. Tam królowała wóda, bimber i jasne pełne. Chodziło o to, aby dostarczyć alkoholu do ustroju. Ciężko jest zmienić przyzwyczajenia, a jeszcze ciężej poglądy, jeśli te były zakorzeniane przez rodziców czy znajomych poprzez ich podejście i czyny. Piwo miało być „piwkiem do telewizora i najebki”, szybki czteropaczek, niedrogi napój. Mimo to tanie wina uważano za napój meneli, choć przeliczając jabola do eurolagera w stosunku cena/alkohol, to eurolagery wypadają bardzo podobnie. Dziwi więc, skąd utarło się, że piwo jest spoko, oby tańsze, ale jabole to dla meneli i się nimi brzydzimy. Siedzi w nas takie poczucie, że ma być tanio, łatwo wchodzić, szybko, w miarę bez myślenia o smaku. Takie są piwa z dużych browarów i w to każdemu graj, bo tak został nastawiony. Takie warunkowanie w toku rozwoju. Na szczęście nieco się to zmienia. Zawsze dziwię się też, że wino za 40-50 złotych jest spoko, ale piwo za 5-6 złotych to już jakaś degrengolada i zboczenie. Szczególnie, gdy w knajpie obok Tyskie kosztuje 10 czy 12 złotych (śmiech).

No cóż – średnio piwo kraftowe kosztuje około 10 złotych w sklepie, w pubie ta cena dochodzi do 13-15 złotych. Zdarzają się jednak sztosy za kilkadziesiąt złotych. Czy to jest dużo/za dużo? Ile Twoim zdaniem powinno/musi kosztować piwo kraftowe?
Tyle, ile zażyczy sobie za nie browar, a jednocześnie tyle, ile są za nie w stanie dać kupujący. Nic mi do tego czy ktoś chce wydawać masę kasy na sztosy, czy też nie. Jeśli jest popyt, to znajdzie się i podaż. A jak browar przestrzeli i nikt nie kupi, to zweryfikuje cenę. Tak działa rynek (uśmiech).

Ostatnio usłyszałam dość zaskakującą opinię, że piwo to napój niepoważny – dla dzieciaków i ludzi, którzy się nie znają. I że z niego się wyrasta i dorasta np. do picia wina czy whisky. Dla mnie to absurd, a Ty jak to skomentujesz?
Każdemu, kto gada takie dyrdymały, wymoczyłbym gębę w jakimś barrel-aged imperial stoucie, (leżakowany w beczce po alkoholu szlachetnym mocny stout na słodzie wędzonym torfem) najlepiej peated, aby bał się wyjść na asfalt latem przez najbliższe 5 lat i stronił od tramwajów. A tak bardziej poważnie, komentuję zawsze w podobny sposób: ile RÓŻNYCH piw próbowałeś, nie licząc tych poniżej 4 złotych za butelkę w sklepie? Odpowiedź jest przeważnie taka sama i brzmi: „Eeee…yyy….”, ewentualnie „za 4 złote to 5 lat temu Ciechana Miodowego.”

Z drugiej strony od kilku miłośników piw kraftowych usłyszałam, że są nieco zmęczeni piwnymi „wynalazkami” – piwami z sokiem z ogórków, śledziem, czosnkiem czy sianem i chcą się napić dobrego lagera. A może kraftowy rynek jest na tyle duży, że jest miejsce i na jedno i na drugie?
O wykręconych piwach poopowiadam na bydgoskim festiwalu piwa Beergoszcz w sobotę (19.05) o 16:45, także zapraszam chętnych pod scenę – to tak na marginesie. Czy męczą? To pewnego rodzaju próba zaistnienia na rynku, potencjał viralowy piwa ze śledziami jest większy, niż potencjał viralowy kolejnej AIPY czy stoutu. Z drugiej strony, wiele z takich piw było świetnych. Piwotekowe VaBanque ze śledziami wspominam doskonale, podobnie Gąskę Beerbinkę z kiszonymi (mniam!). Są to ciekawostki, szczególnie serwowane na Beer Beek Maddness, ale i poza tą pokręconą (w pozytywnym znaczeniu!) imprezą trafiają się takie ciekawostki. I tak je traktujmy. Jako ciekawostki.

Wspomniałeś o Beergoszczy. No właśnie, zaczyna się letni wysyp festiwalu piwnych. Czy to dobry moment, aby zacząć przygodę z piwem kraftowym?
Idealny. Byłem w miniony weekend w Elblągu. Po mojej prezentacji podeszła do mnie sympatyczna ekipa, która zdradziła mi, że piwami się coś tam interesuje, ale dopiero takie festiwale przyciągają ich i ich znajomych. Wydaje mi się, że taka praca u podstaw jest najlepszym sposobem na to, aby przeciągnąć ludzi na dobrą stronę smaku (śmiech).

A od czego powinno się zacząć, aby się nie zrazić?
Zacząłbym od czegoś spokojnego – ciekawego pilsa czy mocniej nachmielonego lagera. Można też grubej rury – American Pale Ale lub coś w podobnych klimatach.

Warto przekonywać ludzi do kraftu czy po prostu to tylko piwo, nie dajmy się zwariować i niech każdy pije/nie pije to co chce?
Niech każdy popróbuje dobrego piwa, tak jak próbuje dobrego jedzenia, alkoholi szlachetnych i tak dalej. Jeśli jednak po kilku podejściach wolisz nadal Harnasia, to nie ma co przekonywać na siłę. Pijmy to, co nam smakuje i róbmy to, co lubimy. A jak ktoś twierdzi, że jest inaczej, to jest bucem.
Jesteśmy już nieźle wyedukowani jako społeczeństwo, z wiedzą o piwie jest o wiele lepiej niż 5-6 lat temu. Rzadko powielamy mity, a jeśli nawet ktoś nie zna się na piwie, to wie, że istnieją lepsze piwa niż Żuberek.

To na zakończenie zapytam – jak myślisz w jakim kierunku potoczy się piwna rewolucja?
Back to the roots. Przytłoczeni tymi wszystkimi dziwnymi piwami zaczniemy doceniać stałą jakość, powtarzalność i klasykę. Tak wydaje się nie tylko mi. Nie zwiastuję tego jednak ani w tym, ani w następnym roku. Ta rewolucja musi się w końcu uspokoić, ostygnąć i zacząć weryfikować partaczy, a promować browary dbające o stałą jakość.

Rozmawiała Anna Krzesińska
Fot. Pub Browar Spółdzielczy

Inne piwne rozmowy znajdziecie tutaj.