Nie obraża Waszej inteligencji

PUREZENTO Joanna Bator.

Są tacy autorzy, do których lubimy wracać. Oczekujemy od nich zawsze tego samego lub bardzo podobnego i nie przeszkadza nam, że kolejne książki brzmią znajomo, bo lubimy konstrukcję zdań, metafory albo opis zdarzeń w wykonaniu konkretnego pisarza. Z książkami Joanny Bator jest trochę inaczej. Ona ma dwutorową ścieżkę pisania – tworzy opowieści antropologiczne o Japonii, w której wiele lat spędziła na stypendium zawodowym jako antropolog właśnie – i od tych książek („Japoński wachlarz” i „Rekin z parku Yoyogi”) zaczęłam. Od nich ją poznałam i dzięki nim się zakochałam. To niesamowite, jak prostymi środkami, krótkimi formami tekstowymi potrafi ująć clou magii Japonii, jej zwyczajów, jej specyfiki – tak, że finalnie odwiedzenie tego kraju jest moim marzeniem, a wcale nie miałam na to ochoty przed przeczytaniem tych książek. Później, zachęcona i zauroczona takim początkiem znajomości z panią Bator, sięgnęłam po jej powieści. I to już była miłość. „Chmurdalia” i „Piaskowa Góra” (cykl), a chwilę później „Ciemno, prawie noc” sprawiły, że zaczęłam wszystkim polecać polską literaturę i wręcz kłócić się, że jest ona na bardzo wysokim poziomie. Te pięknie zbudowane zdania sprawiały, że podkreślałam ołówkiem jakiś fragment co trzecią stronę. Nie chodzi o same historie, które są za każdym razem bardzo wciągające. Chodzi o to, że czytając Bator, wiem, na czym polega bycie pisarzem. Na tej ulotnej ale namacalnej umiejętności ujmowania w zdania wrażeń, uczuć, przeczuć. I to piękną, elegancką polszczyzną. Nie są to nadęte zdania i przerost formy nad treścią. Te książki odróżniają się. Styl autorki jest rozpoznawalny po pierwszych książkach, które przeczytacie. I to jest duży plus. To jest też po prostu bardzo duża przyjemność z czytania. Lubicie to uczucie, że tworząc powieść, autor nie obraża Waszej inteligencji jako czytelnika? Ja lubię – i u Joanny Bator to dostaję :)

Najnowsza powieść autorki to „Purezento”. Jest odmienna od jej dotychczasowych pozycji, co wywołuje mieszane uczucia u znanych mi innych fanów Bator, ale dla mnie to zaleta. Ta książka określana jest nawet jako „powieść zen”. Historia kobiety, która po dużej i nieoczekiwanej przykrej zmianie w życiu wyjeżdża do (niespodzianka!) Japonii, gdzie dzięki sztuce kintsugi (pradawna japońska umiejętność sklejania pękniętej porcelany i ceramiki) pomału skleja również swoje życie. Dla mnie czytanie tej książki to dawkowanie sobie przyjemności, rozłożyłam ją na kilka wieczorów, mimo początkowej chęci połknięcia tej książki w jedną noc. Doceniam różnorodność, jaką oferuje mi pisarka, poszukiwania, które podejmuje – nawet nie po to, by zaskoczyć czytelnika, ale – jak rozumiem z wywiadów z nią – po to, aby samej dać się zaskoczyć nowym pomysłem na książkę i to, jak go tym razem opowie. W pewnym sensie to oznaka niepokorności. I – cytując klasyka – ja to bardzo szanuję. I bardzo Wam polecam.
Marta Nienartowicz
fot. Marta Nienartowicz