Oldie but goodie

Uwielbiam takie filmy. Być może spaliłam na wstępie tę recenzję bo nie pozwalam czytelnikom domyślać się przez kilka akapitów, jaką mam opinię na temat „Pozycji obowiązkowej”. Ale trudno, wszystko mi się w tym filmie podoba. Nawet – co rzadkie  – polskie tłumaczenie oryginalnego tytułu tj. „Book Club” jest wyjątkowo zgrabne i udane.

To historia czterech kobiet, których żywa przyjaźń trwa już ponad 40 lat i jest umacniana regularnymi spotkaniami w celu omówienia wspólnie czytanych książek. Vivian, Carol, Diane i Sharon zwykle koncentrują się na klasykach amerykańskiej literatury, ale tym razem sięgnęły po bestseller znany nam wszystkim. Nie oszukujmy się, z „Pięćdziesięcioma twarzami Greya” jest jak z muzyką disco polo – oficjalnie wiele osób się wzbrania, nie przyznaje, nie interesuje się, ale finalnie wszyscy coś słyszeliśmy albo czytaliśmy.

Bohaterki inspirowane pierwszą częścią niegrzecznej trylogii książkowej na różne sposoby zaczynają zmieniać swoje życie. Ale to, co konkretnie zdarzy się w życiu każdej z nich, nie jest aż tak istotne (a za to mogłoby być sporym spoilerem, czego chciałabym tu uniknąć). Ważne jest to, jaki jest – moim zdaniem – główny wniosek z tej historii. Moje drogie panie – życie nie kończy się po trzydziestce. Ba! Życie może się na nowo zacząć, gdy masz 65 lat, jesteś po rozwodzie i poznasz miłego pana pilota. No dobrze, to jest oczywiście optymistyczna wersja, ale chodzi o wiarę. O to, żeby nie zamykać samej sobie drogi do nowych doświadczeń, zainteresowań i sposobu życia tylko dlatego, że jest się już w „pewnym wieku”. Owszem, nie wszystkie będziemy wyglądać za kilka dekad jak Jane Fonda (swoją drogą aktorka ma 80-kę na karku, a gra 60-latkę i robi to bardzo wiarygodnie). Być może też nie wszystkie będziemy na emeryturze stepować i prawdopodobnie nie każdej z nas trafi się przystojny szpakowaty pilot na jesień życia a naszą pracą nie będzie wydawanie wyroków w sprawach państwowych. Ale na Boga, z pewnością jest możliwe, by po 60. mieć swoje pasje, podróżować, nie opierać się na balkoniku i nie musieć korzystać z pomocy młodszych przy wszystkich czynnościach.

Takie wnioski w uroczy, ale bezpośredni sposób przekazują nam w tym zabawnym i krzepiącym filmie najlepsze aktorki – seniorki. I chwała im za to, bo robią to świetnie. Chwała też hollywoodzkim twórcom, bo być może jest to tylko jednostkowy przypadek, ale stworzenie takiego filmu, z taką średnią wieku i na taki temat to ewenement. Choćby tylko dlatego warto iść do kina. Najlepiej z mamą albo i z babcią. Ja byłam z moją przyjaciółką równolatką i uwierzcie naszej podwójnej opinii kobiet z rocznika 1982 – naprawdę warto!

Marta Nienartowicz

Więcej recenzji  naszej autorki znajdziecie TUTAJ.