Parowóz na szczytach

– Zapamiętaj Miszka. Parowóz to osiągnięcie kulturowo historyczne. Chronione przez państwo. Tylko że kiepsko – takie słowa można usłyszeć w filmie „Miłość i Parowóz w reżyserii” Alekseya Fedorchenki. Zgadzam się w całej rozciągłości z pierwszą częścią tego stwierdzenia. Z drugą już niekoniecznie. Gospodarz Skansenu Kolejowego w Chabówce mógłby się obrazić. A wystarczy pojechać do Skansenu i podziwiać.

Mało kto o nich dziś pamięta. Młode pokolenie zna je tylko ze starych filmów, fotografii i banalnych kreskówek dla najmłodszych. Ogromne czarne stalowe kolosy. Niektórzy twierdzą, że są dziedzictwem myśli technicznej, najbliższej idei perpetum mobile. Bo chyba niemożliwym jest ożywienie 84-tonowego cielca przy pomocy kilku zapałek. W stanie czynnym wydaje z siebie szereg tajemniczych dźwięków. Syczy, dmucha i dostojnie sapie. Ten swoisty koncert idzie w parze z feerią dziwnych zapachów otaczających aurą całego olbrzyma. W dotyku jest tłusty, ale przyjemnie ciepły. Nawet zimą. Chciało by się rzec, że to żywa maszyna. Parowóz. 

Towarzyszył naszej cywilizacji od 1804 roku, a więc od czasu, kiedy Richard Trevithick wybudował pierwszą lokomotywę parową. Jednakże dopiero w 1829 roku George Stephenson konstruuje parowóz Rakieta, który staje się pierwowzorem wszelakich późniejszych konstrukcji lokomotyw parowych. Później za parowozem kroczy cywilizacja. Na Dzikim Zachodzie, wzdłuż linii kolejowych powstają nowe siedliska ludzkie, zaś maszyna parowa stanowi praktycznie jedyny łącznik pomiędzy nimi. Oprócz telegrafu rzecz jasna. 

W naszym regionie parowóz też miał swoje pięć minut. Oczywiście w górach. 10 października 1899 roku nastąpiło otwarcie linii kolejowej Chabówka – Zakopane. Z tym doniosłym wydarzeniem łączy się pewna historia, a mianowicie kiedy w perony zakopiańskiego dworca wjechał pierwszy pociąg – kilku fiakrów na znak protestu zdjęło spodnie i wypięło się pewną częścią ciała w kierunku wielkiej sapiącej i dymiącej lokomotywy. Maszynista na taki widok niewiele myśląc złapał wiadro pełne wody i oblał dowcipnisiów dla ostudzenia emocji. Fenomenowi parowozu uległ również sam Stanisław Ignacy Witkiewicz. Nie dość, że fotografował kolej, a zwłaszcza parowozy to jeszcze był sprawcą małego zamieszania na stacji kolejowej. Namówił maszynistę pociągu towarowego (pamiętajmy, że w tamtych czasach kolej była głównym środkiem transportu pasażerów i towarów), aby ten pozwolił mu poprowadzić parowóz z zaczepionymi do niego wagonami. Niestety, cała impreza zakończyła się wykolejeniem, albowiem Witkacy za późno zaczął hamować i kilka wagonów wyjechało wprost na drogę koło dworca. Trudno jednoznacznie powiedzieć, czy to zdarzenie stało się inspiracją do napisania dramatu „Szalona lokomotywa”, którego głównymi bohaterami są maszynista i palacz.

W 1994 roku Teatr im St. I. Witkiewicza wystawia sztukę „OL 12 – 7 StEG Wien” w reżyserii Andrzeja Dziuka. Parowóz z zabytkowymi wagonami z Chabówki jechał na trasie Zakopane – Nowy Targ – Zakopane, zaś w jego wnętrzach odbywał się spektakl oparty na motywach. Szalonej lokomotywy. Co ciekawe – oprócz zawodowych aktorów Teatru czynny udział w spektaklu brali pracownicy kolei. Pomimo tego, że parowozy zostały wycofane z eksploatacji dość dawno – nadal można je zobaczyć, chociażby podczas organizowanej, właśnie w Chabówce parowozjady.

No widzisz Miszka… i czy parowóz to nie wspaniałe osiągnięcie kulturowo-historyczne?

Maciej Serweta – miłośnik kolei, jazzu i muzyki filmowej. Szczęśliwy tata Antosia. Dawniej wredny komentator sceny politycznej – dziś uważny obserwator otaczającego go świata. Nie tylko kolejowego. Inne teksty naszego autora znajdziecie TUTAJ.