Nie ma go z nami już od trzydziestu jeden lat

Kultowy reżyser Stanisław Bareja, gdyby żył skończyłby dziś 89 lat. Urodził się 5 grudnia 1929 roku w Warszawie. Jego komedie do tej pory nie tylko bawią do łez absurdalnym humorem, oddającym PRL-owską rzeczywistość, ale i zmuszają do refleksji. Pozostawił po sobie nie tylko świetne filmy, ale także… bareizmy.

Skąd się one wzięły? Otóż w latach 60. reżyser Kazimierz Kutz podczas jednego z przemówień nazwał wczesny okres twórczości Stanisława Barei właśnie bareizmem. Było to określenie dość obraźliwe i miało oznaczać tandetę, kicz i dowcip niskich lotów. Sam Bareja oczywiście nie znosił tego określenia. Po jego śmierci to pojęcie zaczęło funkcjonować w szerszym kontekście – jako nazwa absurdalnych wypowiedzi, napisów czy haseł.

Bareję możemy zobaczyć na szklanym ekranie, bo lubił od czasu do czasu pokazać się w swoich filmach. W „Misiu” był „panem Janem kochanym”, któremu Ryszard Ochódzki przywiózł kamyk z Jasnej Góry, w „Małżeństwie z rozsądku” zagrał klienta kupującego zagraniczną marynarkę na ciuchach, w „Brunecie wieczorową porą” – pijaka, a w serialu „Zmiennicy” – „Krokodylowego”. Z kolei w „Alternatywach 4” był zaś dzielnicowym Parysem, który zasłynął zwrotem „Rozumiemy się?”

Nie lubili go krytycy filmowi, cenzura wycinała nawet 25 procent jego filmów, ale za to kochali i nadal kochają go widzowie. O tym dlaczego go tak uwielbiali przeczytacie tutaj

ZOBACZ TAKŻE:

45. urodziny malucha

Bawi i śmieszy mimo upływu lat

Fot. Hiuppo/Wikimedia