Małolatów zabawy z „bronią” skończyły się w radiowozie

Wczoraj w okolicach południa warszawscy strażnicy miejscy otrzymali nietypowe zlecenie o tym, że jacyś młodzi ludzie biegają po dachu byłego hotelu „Legia” z bronią w ręku. Zgłoszenie brzmiało groźnie i wywołało nieco zamieszania. Na miejscu okazało się zaś, że „karabin” był niewiele mniejszy od jego właściciela.

Strażnicy natychmiast ruszyli pod wskazany adres przy ulicy Waldorffa. Kiedy zorientowali się, że na dachu zdewastowanej ruiny nikogo nie ma, rozpoczęli kontrolę otoczenia budynku. W okolicznych zaroślach zlokalizowali grupę dwunastolatków, którzy bawili się dwoma – na szczęście… replikami broni.

Pistolet i karabin wyglądały bardzo realistycznie, były pełnowymiarowe, strzelały plastikowymi kulkami. Okazało się, że właścicielem replik jest jeden z chłopców, który dostał je w prezencie i chciał pochwalić się przed kolegami. Replika karabinu była niewiele mniejsza od jego właściciela. Strażnicy zawiadomili rodziców, którzy, niestety, nie mogli przyjechać do swojego milusińskiego. Repliki nie miały żadnych opakowań, a żeby nie wzbudzać sensacji w komunikacji miejskiej, właściciel „broni” został odstawiony radiowozem do domu – relacjonują stołeczni strażnicy miejscy.

ZOBACZ TAKŻE:

Agresywne bliźniaki dały popalić strażnikom