Szło ich jakieś 1200 osób, ale tylko nieliczni mieli karabiny

86-letni pan Jan nie miał łatwego życia. Przeżył wojnę, był Powstańcem Warszawskim. Nadal ma do opowiedzenia wiele niesamowitych historii, nie brakuje mu też poczucia humoru. Poza tym uwielbia  słodycze i …kobiety ;-) Czasem tylko zastanawia się czemu on jeszcze w ogóle żyje, przecież tyle osób wtedy zginęło…

Odwiedziliśmy go z paczką artykułów spożywczych i chemicznych zebranych podczas firmowej akcji „Wielkanocna paczka dla Powstańca” zorganizowanej przez zespół ds. dobrego nastroju. W spotkaniu z Bohaterem mogliśmy uczestniczyć dzięki wsparciu Harcerzy z Drużyny Harcerskiej „Bukowina” im. Jerzego Kukuczki. Podczas wizyty u niego w domu opowiadał nam niezwykłe historie z okresu wojny (od 1939 roku) i Powstania Warszawskiego. 

Jak wspomina, kiedy rozpoczęła się wojna wszyscy dorośli płakali. Dzieci nie widziały dlaczego, nie zdawały sobie sprawy z zagrożenia. Dla nich przemarsz wojsk był bowiem atrakcją. Kiedy miał 5 lat pojechał z rodzeństwem na wakacje do wsi pod Żyrardowem, która została podpalona przez Niemców. Na prośbę ojca schowali się w kącie domu, który jakimś cudem przetrwał. Ojciec i sąsiedzi starali się ugasić pożar wiadrami z wodą. Cudem uniknęli śmierci, gdy wrogowie strzelali do nich z karabinów. Ale jeszcze wcześniej pan Jan opowiada ze łzami w oczach, siedzieli z rodzicami przy glinianym piecu, gdy do domu wszedł Niemiec. Wszyscy zamarli, myśleli, że ich zabije. Ten jednak nie był wrogo nastawiony, opowiedział im o swojej rodzinie pozostawionej w ojczyźnie, s potem poczęstował kanapkami z wędliną. Nie mogli w to uwierzyć. Za tym Niemcem przyszło jeszcze dwóch, ale uszli z życiem ze względu na dzieci. Pan Jan opowiada, że to był cud.

Potem przyjechała ciocia z Warszawy, z ulicy Chłodnej. Pan Jan doskonale jeszcze pamięta jej nazwisko panieńskie i po mężu.Pamięta nawet kilka adresów wraz z numerami domów. Byliśmy bardzo zaskoczeni słysząc takie szczegóły. Ciocia zapytała wtedy jego rodziców, czy nie dadzą jej któregoś z dzieci na wychowanie, mieli ich przecież czworo, a ciocia żadnego. Oddali małego Janka. Dobrze mu było w Warszawie, dopóki nie legła w gruzach …

Podczas Powstania Pan Jan był łącznikiem w batalionie Zaremba Piorun. Gdy Warszawa kapitulowała, wraz z innymi Powstańcami, szedł złożyć broń. Szło ich jakieś 1200 osób, ale tylko nieliczni mieli karabiny, takie czasy były. Pan Jan ze łzami w oczach opowiada jakby to było wczoraj. Zebrali ich wszystkich w szeregu i kazali maszerować przed siebie. Może do Oświęcimia, może gdzie indziej. Pilnowani przez Niemców, ale jednak sprytniejsi. Pan Jan szturchnięty przez kolegę w ramię szybko zdecydował się przechytrzyć wroga. Tuż przy mostku, który mieli za chwilę pokonać znajdował się mały dół, w którym można było się ukryć. Janek szybko do niego wskoczył, a tuż za nim jeszcze kilkoro innych dzieci. Szeptali „przesuń się”. Było bardzo ciasno. Udało się, nikt nie zauważył, reszta poszła dalej. Gdy zrobiło się bezpiecznie w głowie Janka wybrzmiewało pytanie: „I co teraz?”

Przypomniał sobie, że w Milanówku ma rodzinę, ale to było ze 20 kilometrów albo i więcej. Wędrówka nie była łatwa, zimno już ziemię pokryło, październik. Pan Jan pamięta, że spał gdzieś po drodze za stodołą i jadł znalezione owoce.
Potem pociągi zaczęły znów jeździć do Warszawy, ale tylko towarowe. Obładowane ludźmi z każdej strony. Oni jakby oblepiali ten pociąg, siedzieli nawet na dachu. Czy było do czego wracać? Warszawa była w ruinie. Ludzie schowani w ocalałych piwnicach, matki tuliły w kocach swoje głodne dzieci. Czasem ktoś przyniósł jakieś mleko. W okolicznym browarze dostawali jęczmień. Pan Jan się śmieje, że wymieszany z wodą smakował prawie jak Krupnik. Tak jakoś przeżyli. Zasiedlili potem opustoszałe mieszkania, których Niemcom nie udało się zburzyć.  Potem pan Jan wstąpił do szkoły zawodowej i za dobre wyniki w nauce dostał internat i wyżywienie. Brał udział w odbudowie Warszawy. Następnie wstąpił do wojska. Z chłopakami lubili wtedy chodzić na potańcówki.

Na spotkaniu Pan Jan zadał nam pytanie czemu on jeszcze w ogóle żyje, przecież tyle osób wtedy zginęło. Czemu akurat on. Odpowiedzieliśmy mu, że po to, że jest wspaniałym człowiekiem i teraz może wszystkim opowiadać te cudowne historie.

Katarzyna Sobolewska, prowadzi bloga Randkazeswiatem.

Na zdjęciu pan Jan z autorką tekstu i wolontariuszkami