Kicz, kontrowersje i muzyka, czyli czas na Eurowizję 2019

Przez lata na eurowizyjnej scenie pojawiło się wielu wykonawców, którzy potem zrobili światową karierę. A sposobów na wybicie się było wiele. Jedno jest pewne – Eurowizja nie chce wielkich gwiazd. Dziś (14 maja) na eurowizyjnej scenie zobaczymy polski zespół Tulia, który powalczy o finał. A my mamy dla Was garść ciekawostek z historii tego konkursu.

Dla wielu to największe muzyczne święto Europy i nie tylko. Dziś odbędzie się pierwszy półfinał Konkursu Piosenki 2019, który, dzięki wygranej Izraela z 2018 roku, w tym roku odbędzie się w Tel Avivie. Będzie to ostatnia prosta dla wszystkich 43 państw, uczestniczących w konkursie i pokazanie jaki efekt dały tygodnie przygotowań czy promocja piosenki podczas najróżniejszych okołoeurowizyjnych eventów. Na początku maja wszystkie reprezentacje przyleciały do Izraela, gdzie szlifują i robią ostatnie poprawki przed półfinałami i finałem. Nie inaczej było w przypadku Polski. Już 3 maja do Tel Avivu przyleciały dziewczyny z zespołu Tulia, które na eurowizyjnej scenie wykonają piosenkę „Pali się (Fire of Love)”.

Eurowizja jest konkursem, który odbywa się co roku od 1956 roku. Przez lata na eurowizyjnej scenie pojawiło się wielu wykonawców, którzy potem zrobili światową karierę. Najlepszym przykładem jest chociażby zespół Abba, który z piosenką „Waterloo” reprezentował Szwecję w 1974 roku (i wygrali konkurs) czy (jeszcze nikomu nieznana wtedy) Celine Dion, która w 1988 roku z piosenką „Ne partez pas sans moi” wygrała konkurs.

Z drugiej strony wysyłanie już znanych wokalistów na konkurs nie jest gwarantem wygranej czy nawet zajęcia wysokiej lokaty. Już nawet przytaczając przykłady z ostatnich lat: belgijska piosenkarka Kate Ryan, która była dosyć popularna w tamtym okresie, reprezentowała swój kraj w 2006 roku podczas konkursu w Atenach. Efekt? Zajęła dwunaste miejsce w półfinale i odpadła w przebiegach. DJ Bobo? Również startował na Eurowizji, reprezentując Szwajcarię w 2007 roku. Jednak piosenka „Vampires are alive” nie przypadła europejskiej publiczności do gustu i zajął dwudzieste miejsce w półfinale (na 28 startujących państw). Ostatnim przykładem jest Bonnie Tyler. Większość osób zna takie piosenki jak „Total Eclipse of the Heart” czy „Holding Out of the Hero”. 67-letnia obecnie wokalistka reprezentowała Wielką Brytanię w 2013 roku, podczas konkursu w Malmoe. Tak wielkie nazwisko nie przyniosło wyspiarzom wysokiej lokaty i piosenka „Believe in Me” zajęła w finale (Wielka Brytania ma zagwarantowany udział w finale jako państwo z tzw. „Wielkiej Piątki”)  dopiero 19. miejsce na 26 państw startujących.

To też potwierdza, że Eurowizja nie chce wielkich gwiazd na swojej scenie. Ona dopiero je tworzy. Przez lata (w szczególności w Polsce) konkurs uchodził za synonim kiczu. I owszem zdarzają się takie występy, które swoim kiczem chcą przyciągnąć uwagę głosujących, ale przecież tak wiele piosenek i wokalistów Eurowizja wypromowała. W polskim radiu słyszeliśmy piosenki Loreen „Euphoria” czy Mansa Zelmerowa „Heroes”, czyli utwory które wygrały dla Szwecji konkurs w odpowiednio 2012 i 2015 roku. Włoski zespół „Il Volo” często koncertuje po Europie, ich płyty dobrze sprzedają się w naszym kraju, na jesieni jest planowany koncert w Gliwicach, a włoskie trio jest znane z tego, że dzięki piosence „Grande Amore” zajęli trzecie miejsce w konkursie Eurowizji w 2015 roku.

Wszystkie kraje w jakiś sposób chcą się wyróżnić, w mniej lub bardziej kiczowaty sposób albo próbując grać na emocjach telewidzów. Wiele osób pamięta słynny zespół Lordi, gdzie członkowie zespołu byli przebrani za potwory. To jednak poskutkowało i dzięki piosence „Hard Rock Hallelujah” Finlandia wygrała wtedy Eurowizję. Pewnym rodzajem kiczu i wywołaniem kontrowersji było wysłanie w 2003 roku przez Rosję mega popularnego wtedy duetu t.A.T.u. Wszyscy myśleli, że Rosjanki jadą po zwycięstwo. Na scenie zaprezentowały to z czego wtedy słynęły i czym szokowały, czyli namiętnym lesbijskim pocałunkiem. Ostatecznie zajęły trzecie miejsce, a zwycięstwo trafiło do Turcji. Dwukrotnie w konkursie pojawiały się osoby jeżdżące na wózkach. Najpierw w 2015 roku Polska wysłała do Wiednia byłą wokalistkę zespołu Varius Manx, Monikę Kuszyńską, która w finale konkursu zajęła 23. Miejsce, a w 2018 roku Rosję reprezentowała Julija Samojłowa, która jednak zajęła 15. miejsce w półfinale i jako pierwsza reprezentanta Rosji w historii nie awansowała do finału.

Sposobów na wybicie się było wiele. Były kukły, jak to zrobiła Irlandia w 2008 roku. Była piosenka, która wręcz mówiła, że to Litwa będzie zwycięzcą Eurowizji. Czy też ponownie Finlandia, która w 2015 roku wysłała zespół Pertti Kurikan Nimipaivat, gdzie większość członków tego zespołu jest chora na zespół Downa. Z kolei Rosja w 2012 roku wysłała Buranovskiye Babushki, czyli zespół złożonych z sześciu babć (normalnie zespół tworzy więcej członkiń, jednak na scenie może przebywać tylko sześć osób), które śpiewały o zabawie i w tym czasie piekły na scenie ciasteczka.

W konkursie występują również państwa, które nie leżą w Europie. Najpopularniejszym przykładem jest Australia. Kraj ten transmituje konkurs od 1984 roku. Mimo iż w Australii są wczesne godziny poranne, to Eurowizja jest tam bardzo popularna. Na tyle, że w 2014 roku pozwolono wystąpić wokalistce z tego kraju podczas występów artystycznych w trakcie głosowania. Rok później Australia została gościnnie dopuszczona do pełnoprawnego konkursu, ze względu na jubileusz 60-lecia Eurowizji, jednak od tego roku kraj pojawia się regularnie na Eurowizji. Australia jednak nie była pierwszym krajem spoza Europy, biorącym udział w tym konkursie, bowiem w 1980 roku Maroko wystawiło swoją reprezentantkę w konkursie. Samira Bensaid zajęła jednak przedostatnie miejsce. Pojawiły się także pomysły, aby w konkursie wystąpiły także Tunezja i Liban, jednak względy polityczne nie pozwoliły. W tych krajach zakazane jest używanie słowa Izrael, natomiast Europejska Unia Nadawców wymaga, aby przekaz telewizyjny nie był niczym zakłócony i piosenka izraelska także musiałby zostać wyemitowana.

Konkurs piosenki, którym ważna jest polityka

Eurowizja jest konkursem specyficznym. Bowiem często o tym, które miejsce dana piosenka zajmie dana piosenka, jest nie tyle sam utwór, ale i, niestety, polityka. Kto gdzie ma silne diaspory? Kto się z kim lubi? Kiedy przychodzi konkurs to jest kilka pewnych głosowań. Grecja dająca maksymalną liczbę punktów Cyprowi i vice-versa. Niemcy wysoko punktujący Turcję. Kraje skandynawskie na siebie, kraje byłego ZSRR głosujące na Rosję czy Bałkany głosujące na siebie. Co do tego ostatniego przypadku to nawet my boleśnie się o tym przekonaliśmy.

W 2006 roku zespół Ich Troje w powiększonym składzie o dwie byłe wokalistki oraz Reala McCoya reprezentował nas w konkursie w Atenach z piosenką „Follow my heart”. Ostatecznie Michał Wiśniewski ze swoją ekipą nie awansował do finału zajmując jedenaste miejsce i tracąc zaledwie sześć punktów do miejsca, dającego finał. Mało kto spoza osób żywo interesujących się Eurowizją wie, że gdyby nie jeden mały szkopuł, to czerwonowłosy (a wtedy zielonowłosy) wokalista z zespołem powinien pojawić się na scenie jeszcze w finale. Dlaczego? Ponieważ z konkursu ostatecznie zrezygnowała Serbia i Czarnogóra. Powodem ich rezygnacji były napięcia związane z wyborem zespołu „No name” i stronniczością jury z Czarnogóry, ponieważ ten zespół reprezentował kraj również rok wcześniej. Wobec braku porozumienia Serbia i Czarnogóra wycofała się z konkursu, jednak pozwolono im głosować. Efektem było 10 punktów dla ich sąsiadów, czyli dla Macedonii, która weszła do finału kosztem Ich Troje.

Polityka na Eurowizji ma jednak o wiele wyższy wymiar i wielokrotnie w jakiś sposób kraje chcą przemycić jej elementy do piosenek. Mimo iż oficjalnie zabronione są utworu o charakterze politycznym (oczywiście, wyjątkiem są piosenki, które mówią o potrzebie pokoju na świecie itp. Pod tym względem dosłownie i w przenośni keine grenzen). Najwięcej utarczek na tym poletku jest pomiędzy Ukrainą, a Rosją. Zaczęło się w 2005 roku, kiedy to Ukraina będąca gospodarzem, po wygranej rok wcześniej Rusłany, wysłała zespół Greenjolly z piosenką, która była hymnem Pomarańczowej Rewolucji. Utwór został lekko zmodyfikowany tak, aby nie naruszać regulaminu dotyczącego zakazu polityki i piosenka „Razom nas bahato, nas ne podołaty” wybrzmiała w Kijowie. Dwa lata później Ukrainę reprezentował Andrij Daniłko, który szerzej jest znany ze swojego alter-ego, gdzie przebrany za kobietę, występuje jako Wierka Serdiuczka. Do Helsinek pojechał z piosenką wykonywaną głównie po niemiecku (i trochę po angielsku). Tytuł piosenki brzmi „Dancing Lasha Tumbai”. To wywołało oburzenie i protesty ze strony rosyjskiej, ponieważ sformułowanie „Lasha Tumbai” jest bardzo blisko brzmiące do „Russia Goodbye”, które miało nawiązywać do Pomarańczowej Rewolucji. Po wyjaśnieniach utwór został dopuszczony do konkursu i zajął drugie miejsce.

Następnie kilka lat przerwy, aż w 2014 roku wybuchł konflikt o Krym oraz Donbas. Wojskowa agresja nie podobała się publiczności i reprezentanci Rosji byli wygwizdywani przez publiczność zgromadzoną podczas koncertów. Pod kątem muzycznym nasiliło się to w 2016 roku, kiedy konkurs w Sztokholmie wygrała Jamala z piosenką „1944”. Samo pojawienie się utworu w konkursie było kontrowersyjne, ponieważ jego treść nawiązywała do deportacji Tatarów krymskich przez wojska sowieckie w 1944 roku. Mimo protestów ze strony Rosjan, Jamala wystąpiła w Szwecji i wygrała konkurs. Rok później Rosjanie postanowili wysłać wspomnianą wcześniej w tekście Juliję Samojłową. Problem pojawił się wtedy, kiedy wyszło na jaw, że wokalistka występowała na Krymie po aneksji półwyspu przez Rosję. Zgodnie z prawem ukraińskim osoba, która występowała, przebywała na Krymie i popierała aneksję, nie ma prawa wstępu na teren Ukrainy. Europejska Unia Nadawców była postawiona między młotem a kowadłem. Bo z jednej strony ani Ukraina nie chciała odpuścić, ani Rosja, której przedstawiciele powiedzieli, że albo jedzie Samojłowa, albo oni nie wystąpią. Ostatecznie Rosja nie wystąpiła w 2017 roku w Kijowie, a zgodnie z deklaracją przedstawicielu rosyjskich wokalistka pojechała na Eurowizję rok później (jak to się skończyło, to pisaliśmy już wcześniej).

Polityka ma tej wymiar w tym wypadku ideologiczny. Osoby będące sceptycznie nastawione do Eurowizji wielokrotnie podkreślają, że oprócz szeroko rozumianego kiczu, niepotrzebnie jest aż tak promowana inność i mniejszości seksualne. Pierwszym i najstarszym takim przykładem była Dana International, która w 1998 roku wygrała konkurs dla Izraela. Z nowszych przykładów mamy Conchitę Wurst, która wygrała konkurs w 2014 roku. Przeciwnicy mówią, że do wygrania Eurowizji nie potrzebna jest dobra piosenka, ale wystarczy być innej orientacji lub wręcz osobą transseksualną. W przeszłości zdarzało, że konkurs wygrywały takie osoby, a czy teraz też tak będzie? W tym roku Francję reprezentuje Bilal Hassani z piosenką „Roi” czyli „Król”. Bilal pochodzi z muzułmańskiej rodziny (jego rodzice są z Maroka), a on sam deklaruje się jako osoba homoseksualna. Jego wybór spotkał się ogromnymi protestami, jednak ostatecznie wystąpi w sobotę w Tel Avivie.

Jaki będzie ten rok?

Tygodnie przygotowań do tych konkursów właśnie dobiegają końca. Wszystko jest już zapięte na ostatni guzik i gotowe do transmisji pierwszego konkursu półfinałowego. Wśród faworytów wymienia się wspomnianego wcześniej reprezentanta Francji, reprezentantkę Cypru „Tamtę”, która otworzy wtorkowy półfinał czy reprezentant Holandii Duncan Laurence. Jak wypada Polska w notowaniach u bukmacherów? Zespół „Tulia” jest na granicy. Obecnie zajmuje jedenaste miejsce, czyli pierwsze, które nie kwalifikuje się do sobotniego finału. W przeszłości nieraz zdarzały się takie przypadki, gdzie faworyci bukmacherów odpadali kosztem takich czarnych koni. Problemem „Tulii” jest fakt, że w naszym półfinale będzie głosować sporo państw, w których polska diaspora nie jest zbyt liczna. Z drugiej strony w poprzednich latach bardzo często jurorzy, którzy mają 50% głosów, mówiąc kolokwialnie uwalali polskich reprezentantów. Najlepiej widać to było w 2016 roku, kiedy Polskę reprezentował Michał Szpak. Jego piosenka „Color of your life” zajęła jedne z ostatnich miejsc wśród głosowania jurorów. Głosy widzów ułożyły się zgoła inaczej i wśród telewidzów Polak zajął  trzecie miejsce, ostatecznie sumując głosy jurorów i telewidzów dało mu to ósme miejsce. Podobnie było dwa lata wcześniej, kiedy w Kopenhadze Polskę reprezentował Donatan i Cleo. W głosowaniu jurorów ostatnie miejsce (mówi się, że ze względu na zbytnie epatowanie seksem Oli Ciupy oraz Pauli Tumaly podczas występu), a w głosowaniu telewidzów piątek miejsce. W tym roku jest jednak inaczej. Po pierwsze właśnie jest mało diaspor w naszym półfinale (oprócz państw biorących udział w tym półfinale mogą u nas głosować z Francji, Hiszpanii i Izraela), chociaż to podejrzewamy, że mało obchodzi jurorów. Jednak po drugie jurorzy, którzy jednak powinni mieć większe pojęcie o muzyce od strony technicznej, powinni docenić „Tulię” za trudny biały śpiew.

Nie pozostaje nic innego tylko trzymać kciuki za dziewczyny z zespołu „Tulia”, aby we wtorek wyśpiewały sobie awans do sobotniego finału. Wszyscy którzy mieszkają zagranicą i mogą głosować w pierwszym półfinale gorąco zachęcamy do tego, aby wspomóc reprezentantki Polski. Może „Tulii” uda się powtórzyć sukces Roksany Węgiel, która wygrała ostatnią Eurowizję dla Dzieci?

Michał Szumański

Fot. Vugarİbadov/Wikimedia