To, co przeszedł ten kot mogłoby być scenariuszem krwawego horroru rodem ze średniowiecza

Biuro Obrony Zwierząt APA prezentuje historię kota, który padł ofiarą potworów, które dla zabawy, rozrywki zadały mu ogromny ból. Skończyło się kilkunastomiesięcznym cierpieniem tego niewinnego stworzenia. Według opisu kot miał „coś” uwiązane przy szyi. Przesłane zdjęcia wskazywały na to, że jest to kamień. W pierwszej chwili nie wiadomo było jaka straszna historia kryje się za tym zgłoszeniem.

Po skomplikowanej operacji oswojenia kota, by dał się przenieść do samochodu pierwsze co uderzył członkom stowarzyszenia to powalający smród ropy i gnijącego ciała.

Odór tak wielki, że niemal nie do wytrzymania. Kota natychmiast przewiozłyśmy na Śląsk do Śląskiego Centrum Weterynarii. I tam dopiero zobaczyłyśmy to, co zrobił mu człowiek – zszokowani weterynarze powiedzieli nam, że było to celowe działania. Dziś wiemy, że działanie to nastawione było na zadanie jak największego cierpienia. Kilkanaście miesięcy wcześniej ktoś dla zabawy, eksperymentu i spełnienia swoich porąbanych fantazji, oplótł szyję kota gumą. Zawiązał ją ciasno, a do jej końców misternie umocował kamień. Czas zrobił swoje. Obciążona guma, powoli z przerażającą systematycznością raniła ciało kota z każdym dniem bardziej i bardziej wrzynając się w jego szyję. Ból, który nie ma końca. W średniowieczu podobne praktyki stosowano przy torturowaniu ludzi i zapewne tylko oni wiedzą, z jak ogromnym niekończącym się cierpieniem każdego dnia żył ten kot. Mijały tygodnie, a guma werżnęła się w skórę, jak powolna piła przecięła mięśnie, ścięgna i wrastała w tkanki, które na skutek infekcji obumierały i gniły. Tworzyły się przetoki a ropa lała się z nich strumieniami. Nie umiemy pojąć, jak chyba każdy normalny człowiek, jak to zwierze musiało strasznie cierpieć. Jak olbrzymią wolę życia musiało mieć, by przetrwać pomimo przeszywającego bólu, który jako jedyny towarzysz jego losu, nie opuszczał go nawet na sekundę. Kamyk – bo tak nazwałyśmy to cierpiące stworzenie, przeszedł skomplikowaną operację usunięcia wrośniętej w tkanki gumy. Nie było to łatwe z uwagi na bliskość krtani, tętnic i głównych mięśni szyi – opisuje Biuro Obrony Zwierząt APA.

W klinice okazało się, że nie jest on dzikim kotem, a tylko bardzo skrzywdzonym przez człowieka stworzeniem. Gdy zaufa, jest królem pieszczot, których głośno się domaga. Kamyk wyzdrowieje, jednak jego pobyt w szpitalu i leczenie jest poza finansową możliwością stowarzyszenia. Można ich wesprzeć biorąc udział w zbiórce ratujemyzwierzaki.pl