Dzielny pięciolatek walczy o każde uderzenie serca. Możecie mu pomóc!

Filip ma zaledwie pięć lat, a szpitalne sale zna już znacznie lepiej niż własne podwórko. Miał już siedem operacji na otwartym serduszku, ratujących życie i wiele zabiegów kontrolnych, każdy z nich pod narkozą. Filipek walczy z całą listą chorób. Tak złożona choroba serca to dla większości lekarzy wyrok śmierci. Jego serce zdaje się z każdym dniem poddawać bardziej. Jedyną szansą dla chłopca jest kosztowna operacja.

Kiedy oczekujesz dziecka, liczysz po cichu, że wszystko będzie dobrze. Musi być, w końcu problemy zdarzają się raz na tysiące, jeśli nie miliony przypadków. Kolejne badania i niecierpliwe odliczanie do pierwszego spotkania. A później ta przerażająca wiadomość: wada serca. W 24 tygodniu ciąży usłyszałam diagnozę. Lekarz dostrzegł, że sytuacja jest poważna, ale wówczas powiedziano mi, że niezbędne jest zaplanowanie 3 operacji, pozwalających Filipowi na zdrowie. Wtedy też po raz pierwszy usłyszałam coś, co kompletnie mnie przeraziło. Jedna z lekarek powiedziała: “to, że żyje w brzuchu, nie znaczy, że będzie żył po porodzie”. Przez chwilę to do mnie nie docierało… Jak to?! Przecież czekałam na narodziny, nie na śmierć mojego dziecka. Nie chciałam i nie mogłam do tego odliczać. Nie dopuszczałam do siebie takiej informacji – podkreśla mama małego Filipa. – Przyjście na świat mojego synka to nie radość i ekscytacja… Te uczucia zostały zastąpione przez strach, przerażenie, obawę. Zaraz po urodzeniu mój malutki synek był reanimowany, lekarze robili wszystko, aby ratować jego życie. Aby to delikatne, maciupkie serce znów zaczęło bić… Pierwszy cel postawiony: przybranie na wadze, aby możliwa była operacja. Miałam nadzieję, że to, co założyli lekarze, szybko zostanie wprowadzone w życie. Po cichu błagałam, aby znalazł w sobie więcej siły.

Tuż po operacji następowały kolejne komplikacje. Zamiast jednej operacji maluszek, w ciągu siedmiu dni, przeszedł trzy. Podczas ostatniej serce się poddało. Było małe, słabe, zepsute. Lekarze reanimowali go przez godzinę – prowadzili heroiczną walkę o  małego bohatera. Od wysiłku serduszko Filipka spuchło tak bardzo, że nie było szans na zamknięcie klatki piersiowej. Wprowadzono go w śpiączkę farmakologiczną.

Filip ma zaledwie pięć lat, a szpitalne sale zna już znacznie lepiej niż własne podwórko. Miał już siedem operacji na otwartym serduszku, ratujących życie i wiele zabiegów kontrolnych, każdy z nich pod narkozą. Zapadał w ten sen ponad 20 razy. Narkoza to w przypadku Filipka ogromne obciążenie dla organizmu, za każdym razem istnieje zagrożenie padaczką. W ubiegłym roku jego najbliżsi przekonali się o tym bardzo boleśnie – atak trwał ponad dwie godziny!

Do pewnego momentu Filip akceptował wszystko, co się działo, poddawał się wszystkim zabiegom, pozwalał na wkłucia. Niestety, ilość zabiegów i towarzyszący im ból spowodował, że przelała się czara goryczy. Teraz na informację o kolejnym pobycie w szpitalu reaguje płaczem, jest przerażony.

Widząc ten strach w jego oczach, sama obawiam się jego reakcji na to, co się stanie, kiedy dotrzemy na miejsce… Nie wiem już jak go przekonywać, jak tłumaczyć, że to konieczne. Najgorsze jest to, że to wszystko nie ma końca. Nikt nie może nam pomóc. Chore serce mojego synka wymaga opieki specjalisty zajmującego się skomplikowanymi wadami. Próbowaliśmy u polskich lekarzy, ale nie mogą pomóc Filipkowi. Konsultacja u profesora Malca również nie przyniosła rezultatu – już po pierwszych badaniach zostaliśmy zdyskwalifikowani. Szukam ratunku dla synka wszędzie, rozsyłam dokumentację medyczną do specjalistów na całym świecie – mówi mama chłopca. 

Została tyle razy odesłana, tyle razy dostała negatywną odpowiedź, że zaczęła powoli tracić nadzieję. Jednak pojawiła się iskierka nadziei – odpowiedź, że lekarze w USA dokonują podobnych operacji.

Dostaliśmy kwalifikację na operację do Boston’s Children Hospital. Amerykańscy lekarze przeanalizowali wyniki mojego synka i dają nam szansę. Koszt operacji to prawie milion złotych, a cena może wzrosnąć! Ta myśl spędza mi sen z powiek, ale teraz, kiedy pojawiła się szansa na ratunek, wiem na pewno, że nie zrezygnuję z tej walki. O życie, oddech i bijące serduszko mojego synka. O to, by kiedyś bez strachu odprowadzić go do szkoły, by zacząć żyć normalnie. Błagam o pomoc! Każda złotówka zbliża nas do wyjazdu na operację, ratującą życie. Czekamy na wyznaczenie terminu, ale wiem, że musimy być gotowi i uzbierać tę ogromną kwotę. Pieniądze, które są zupełnie poza naszym zasięgiem. To cena za życie mojego dziecka. Niestety, ta cena jest ogromna. Z Twoją pomocą mamy jednak szansę! – apeluje mama chłopca.

Szczegóły jak pomóc Filipowi znajdziecie na stronie siepomaga.pl