Całkowitym brakiem wyobraźni, może zwykłą głupotą, a także okrucieństwem wykazał się właścicielem amstaffa, który zostawił go na kilkanaście godzin w zamkniętym samochodzie. Tego dnia termometry w cieniu pokazywały 27 stopni, a szyby pojazdu były uchylone na szerokość zaledwie centymetra. W nagrzanym aucie do kilkudziesięciu stopni nie było nawet miski z wodą. Pies ciężko oddychał, a pomoc nadeszła bodajże w ostatniej chwili.
W sierpniową niedzielę strażnicy miejscy z warszawskiego Ekopatrolu otrzymali informację, że w jednym z samochodów zaparkowanych przy ul. Bohaterów Warszawy znajduje się pies. Zdaniem zgłaszającego zwierzę było tam od godziny 22 dnia poprzedniego. Kiedy funkcjonariusze dotarli na miejsce znaleźli przerażający widok.
– Na tylnym siedzeniu srebrnego volvo leżał amstaff. Ciężko oddychał. Szyby samochodu były uchylone na szerokość zaledwie centymetra. W nagrzanym aucie, w którym było prawdopodobnie kilkadziesiąt stopni, nie było miski z wodą. W związku z bezpośrednim zagrożeniem życia psa strażnicy podjęli decyzję, aby poprosić o pomoc w uwolnieniu zwierzęcia ze śmiertelnej pułapki patrol policji, który interweniował nieopodal. Po chwili pies był już poza autem. Strażnicy umieścili go w klimatyzowanej części radiowozu służącego do przewozu zwierząt i dali świeżą wodę. Na szczęście stan zwierzęcia był na tyle dobry, że mógł zostać przetransportowany do schroniska na Paluchu, gdzie otrzymał niezbędną pomoc weterynaryjną – relacjonują strażnicy miejscy z Warszawy.
Pomimo braku tablic rejestracyjnych funkcjonariusze ustalili dane i adres właściciela samochodu, ale nie zastali nikogo w mieszkaniu. Na komendzie złożyli zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa znęcania się nad zwierzęciem. Grozi za to kara do trzech lat pozbawienia wolności.
ZOBACZ TAKŻE:
Fot. główne ma charakter poglądowy. Źródło policja.gov.pl