Zamordował prawie 500 osób i wciąż jest na wolności

Pojawiają się znikąd. Skutkiem ich obecności najczęściej jest śmierć. Nie szukają ani rozgłosu ani sławy. W jednych budzą zgrozę, w innych fascynację. Płatni zabójcy na trwałe zapisali się w światowej popkulturze, jednak ich prawdziwe życie znacznie różni się od tego, jakie zobaczyć można w filmach i serialach. Jednym z najlepszych przedstawicieli tej krwawej profesji jest dziś bez wątpienia Brazylijczyk Júlio Santana, który na swoim koncie ma blisko pięćset ofiar.

Wciąż żyje i nigdy nie odpowiedział za swoje zbrodnie. Klester Cavalcanti poświęcił siedem lat na zbadanie historii największego płatnego zabójcy na świecie, którą opisał w „Nazywają mnie Śmierć”.

Klester Cavalcanti, jeden z najlepszych dziennikarzy śledczych w Brazylii, pierwszy raz zetknął się z Júlio Santaną w roku 1999. Najskuteczniejszy płatny morderca na świecie zgodził się opowiedzieć dziennikarzowi swoją historię. Za wszelką cenę starał się jednak zachować maksymalną anonimowość. Nie pozwolił zrobić sobie żadnego zdjęcia, nie chciał również podać swoich prawdziwych danych. Swoją „spowiedź” ograniczył wyłącznie do jednej rozmowy telefonicznej w miesiącu. Przez siedem kolejnych lat Cavalcanti cierpliwie wsłuchiwał się w wyznania mordercy, który sam przyznał się do dokonania 492 zabójstw na zlecenie. W swoim sekretnym dzienniku odnotował prawie wszystkie zlecenia (makabryczny spis rozpoczął dopiero od szóstej ofiary). Júlio Santana był profesjonalistą w każdym calu. Przestrzegał własnego, honorowego kodeksu zabójcy, którego nauczył go jego stryj. Wujek był dla Santany również mentorem. I to z nie do końca uczciwymi motywami, o czym Júlio dowiedział się znacznie później.

Aż do roku 2006 Júlio Santana pozostawał nieugięty. Wtedy jednak zdecydował się przejść na emeryturę i zamieszkać w innym miejscu – tam, gdzie nie mógł zostać namierzony przez brazylijską policję. Wtedy też zgodził się, aby Cavalcanti użył w swojej książce jego prawdziwego imiennie i nazwiska. Mało tego – pozwolił dziennikarzowi zrobić sobie nawet zdjęcie, które odpowiednio spreparowane mogło ukazać się w oryginalnym wydaniu. Niestety, tego zdjęcia, jak i wielu innych, polski czytelnik nie będzie miał okazji zobaczyć. Książka „Nazywają mnie Śmierć” (Wydawnictwo Muza) nie zawiera fotografii. Jest to wielka strata, ponieważ unikatowe, niepublikowane nigdzie wcześniej zdjęcia z całą pewnością ozdobiłyby polską edycję książki.

Nie były to wszystkie zmiany, na które zgodził się zabójca. W roku 2006 zgodził się spotkać osobiście z dziennikarzem. Tak rozpoczęła się historia tej książki. Historia płatnego mordercy. Z pozoru był zimny i nieugięty, jednak tak naprawdę Júlio Santana to człowiek pełny wewnętrznych sprzeczności – bardzo religijny i przez 35 lat swojej zawodowej „kariery” nieustannie targany wyrzutami sumienie. Odkupienia szukał w modlitwach i pokucie, która tylko pozornie przynosiła mu ulgę. Nie chciał takiego życia, lecz niezbyt ciekawe dzieciństwo i trudna sytuacja materialna jego rodziny nie pozostawiły mu wyboru…

„Nazywają mnie Śmierć” to książka, jaka nie zdarza się często. Seryjni zabójcy zazwyczaj nie decydują się na tak odważne wyznania. Tym bardziej ci, którzy wciąż przebywają na wolności i nie chcą trafić za kratki, mają żonę i dzieci. Dzięki Cavalcantiemu czytelnicy mają więc niepowtarzalną okazję zajrzeć tam, gdzie zajrzeć nie można i poznać szczegóły życia człowieka, dla którego tajemniczość jest jedyną gwarancją doczekania późnej starości. W lekko fabularyzowanej formie autor w dość sprawny i interesujący sposób podąża śladem Santany – od jego dzieciństwa, spędzonego gdzieś na odludziu amazońskiej puszczy, aż do momentu, kiedy morderca zdecydował się skończyć z odbieraniem ludzkiego życia.

Júlio Santana rozpoczął swoją zbrodniczą karierę na początku lat 70. XX wieku i ten okres jest w książce opisany najbardziej szczegółowo. Dużo uwagi autor poświęcił również młodości zabójcy. Stanowi to nie tylko możliwość poznania przyczyn, które skłoniły niedoszłego rybaka do podjęcia tak trudnej decyzji, jaką było zostanie zabójcą na zlecenie, ale jednocześnie jest to dla czytelników doskonała okazja zaznajomienia się ze specyficznymi brazylijskimi warunkami życia, zwyczajami i obyczajami. Jest to zarówno zaleta, jak i wada tej książki. Zbytnie skupienie się bowiem na tym okresie, nie pozwala w pełni wykorzystać potencjału historii kolejnych lat, kiedy Júlio był już zawodowcem. Dzięki takiemu zabiegowi, które zastosował Cavalcanti jego opowieść bardziej przypomina delikatną i ugrzecznioną relację o przyczynach bycia zabójcą niż pełnokrwisty reportaż, mający nawet zadatki i potencjał na bycie interesującą biografią.

Książka „Nazywają mnie Śmierć” jest jednak na pewno pozycją ciekawą i wartą przeczytania. Bardziej jednak przypadnie do gustu osobom zainteresowanym psychologicznym portretem złoczyńcy niż miłośnikom historii zbrodni i kryminalistyki, choć i ci ostatni na pewno odnajdą tutaj coś dla siebie.

Czy płatny zabójca może mieć ludzkie oblicze? Historia chłopca, który mógł zostać rybakiem (jak jego przodkowie) ale stał się najskuteczniejszym zabójcą na świecie pokazuje, że nie wszystko na tym świecie jest takie, jakim się nam wydaje. Cavalcanti sprawił, że czytelnik obserwuje Júlia Santanę z bardzo bliska – widzi jego dramaty, marzenia, pasje oraz słabości. I strach, który go nigdy nie opuszczał. Nie był to jednak strach przez więzieniem lub śmiercią. Był to strach przed piekłem i potępieniem przez Boga, do którego Júlio modlił się każdego dnia prosząc o wybaczenie. I nic nie usprawiedliwia Júlia Santanę – ani bycie dobrym synem, ani bycie wiernym mężem, ani nawet bycie kochającym i troskliwym ojcem. Júlio był złym człowiekiem – mordercą do wynajęcia. I wygrał swoją walkę. Przegrała za to sprawiedliwość… Więcej informacji znajdziecie na stronie wmrokuhistorii.blogspot.com.

Łukasz Włodarski autor bloga W mroku historii.  Jest to strona o historii ukrytej za fasadą mitów i legend, otulonej płaszczem sekretów, skandali i kontrowersji. Opowieści o pasjach, namiętnościach, zbrodniach i zdradach, o ludziach wielkich i małych, znanych i zapomnianych.

Maria Lucia Petit da Silva (po lewej) oraz Jose Genoino (z prawej). Obie te osoby spotkały na swojej drodze Julia Salinasa.
Jose przeżył, Maria Lucia nie miała tyle szczęścia.

ZOBACZ TAKŻE:

Morderczyni czy raczej ofiara?

Fot. główne ma charakter poglądowy. Fot. w tekście źródło wmrokuhistorii.blogspot.com.