Wspomnienie Mikołajek pachnących pomarańczowymi skarbami

W czasach PRL-u pomarańcze były wyjątkowym rarytasem, wystanym w długiej kolejce – pewnego rodzaju symbolem Świąt Bożego Narodzenia. Dla osób, które wychowały się w tamtych czasach są idealne, jeśli chodzi o przywoływanie świątecznych wspomnień. Tak też było z adminem z Nadleśnictwa Toruń, który podzielił się swoją mikołajkową historią. 

– Był piąty grudnia 1988 roku. Wczesnym rankiem zadzwonił telefon w leśniczówce. Ale nie taki prostokątny kawałek szkła i plastiku, tylko prawdziwy, złożony ze słuchawki, kabla od słuchawki, tarczy, korpusu i duszy. I zadzwonił prawdziwym dzwonkiem, a nie syntetyczną melodyjką czy rytmem ulubionego hitu. Otóż dzwoniła Babcia – załatwiła dla swoich wnuków pomarańcze. I tu zaczyna się logistyczna część akcji. Babcia musiała iść z pomarańczowym skarbem na tramwaj, żeby dojechać na dworzec PKS, a stamtąd już autobusem 30 km do miejscowości z szosą najbliżej lasu. Tam miał czekać Tata, żeby przejąć paczkę. Ile był niewiadomych w tej układance – czy tramwaj się nie spóźni, czy będą wolne miejsca w PKS i czy w ogóle da radę wysłużony Jelcz dojechać. Z drugiej strony czy stara Syrena R20 Taty – marzenie i przekleństwo jednocześnie – odpali i przejedzie przez las na przystanek po pomarańcze? Czy zawiedzie jak dość często jej się zdarzało. Nie było komórek – wystarczy, że jeden element układanki by się wysypał i cały plan by legł w gruzach. Jak zawsze się udało. Pomarańcze trafiły przed magiczną nocą do leśniczówki, a w magiczną noc do butów. I te zwyczajne pomarańcze były wtedy prawdziwym rarytasem – czymś niepowtarzalnym, luksusowym, egzotycznym. Jak one smakowały… To chyba jeden z niewielu atutów minionego systemu – potrafiliśmy się cieszyć z małych, prostych rzeczy. W dzisiejszej dobie dobrobytu „zwykła pomarańcza” nikogo tak nie raduje. Nie chce nas dzielić, ale mam wrażenie, że tego czytelnicy z peselem zaczynającym się od „9” nie zrozumieją, tak samo jak nie zrozumieją kłopotów z transportem czy pewnego romantyzmu analogowego telefonu z tarczą. ;-) A może się mylę? :-) – wspomina admin z Nadleśnictwa Toruń.

Całą historię znajdziecie poniżej.