Pocahontas – prawdziwe życie legendy

Już sam jej przydomek oznaczał, że nikt w Indiańskiej wiosce nie traktował jej z należytym szacunkiem. Posądzana była o zdradę swojego plemienia, a także o nieobyczajne stosunki z angielskimi kolonistami. A mimo to przeszła do historii, stając się ważną częścią opowieści o Jamestown, pierwszej stałej angielskiej kolonii w Ameryce. Oto prawdziwa historia Pocahontas – jakże różniąca się od tego, co mówi znana legenda…

Większość zna opowieść o Pocahontas. Według legendy, córka indiańskiego wodza miała w roku 1607 uratować przed śmiercią z rąk Indian angielskiego kolonistę Johna Smitha. Historia ich późniejszego romansu, spopularyzowana w XX wieku przez animowany film Walta Disneya, stała się trwałą częścią popkultury. Tymczasem prawda o losach Pocahontas jest zupełnie inna i w niczym nie przypomina znanej bajki. Nie było ocalenia kolonisty przed śmiercią i nie było wielkiej miłości pomiędzy nimi, a John Smith pisząc po latach swoje wspomnienia, kłamał jak z nut…

Jaka naprawdę była Pocahontas? Już sam jej przydomek oznaczał, że nikt w Indiańskiej wiosce nie traktował jej z należytym szacunkiem. Posądzana była o zdradę swojego plemienia, a także o nieobyczajne stosunki z angielskimi kolonistami. A mimo to przeszła do historii, stając się ważną częścią opowieści o Jamestown, pierwszej stałej angielskiej kolonii w Ameryce. Oto prawdziwa historia Pocahontas – jakże różniąca się od tego, co mówi znana legenda…

Gdy w roku 1492 Krzysztof Kolumb dopłynął do brzegów Nowego Świata, w głowach wielu ówczesnych władców pojawił się pomysł na poszerzenie swoich wpływów. Na przełomie XVI i XVII wieku marzenia o wielkich bogactwach nowego kontynentu nie ominęły również angielskiego dworu. Najpierw w lipcu 1584 roku, za panowania królowej Elżbiety I, wyprawa badawcza finansowana przez sir Waltera Raleigha założyła pierwszą angielską kolonię w Ameryce Północnej. Sześć lat później okazało się, że kolonia Roanoke w tajemniczych okolicznościach przestała istnieć.

Porażka nie zniechęciła następnego angielskiego władcy, króla Jakuba I, który zezwolił na założenie nowej kolonii. W roku 1606 król wydał dokument zwany „Kartą Wirgińską”, który regulował tryb osadnictwa na nowych ziemiach, rozciągających się na obszarze wschodnich brzegów Ameryki pomiędzy 34 a 45 równoleżnikiem. Dowództwo przygotowywanej wyprawy objął Sir Christopher Newport, razem z nim popłynąć miało około stu osadników.

Po wykupieniu pakietu akcji powstałej właśnie „Kompanii Wirginijskiej” („Virginia Company of London”), do grupy osadników dołączył angielski żołnierz i awanturnik John Smith – człowiek, który wkrótce stał się częścią legendy i najbardziej rozpoznawalnym symbolem nowej kolonii. 20 grudnia 1606 roku trzy okręty – „Susan Constant”, „Godspeed” i „Discovery” opuściły brzegi Anglii, udając się w kierunku „Nowego Świata”…

Awanturnik do wynajęcia

Nie można opowiedzieć o Pocahontas bez poznania historii Johna Smitha. Urodzony w roku 1580 Smith był człowiekiem odpowiednim do takiej wyprawy. W wieku 16 lat opuścił ojczyznę i udał się do Francji. Chciał być żołnierzem i walczyć. Postanowił zostać najemnikiem. Brał udział w każdej bitwie, za jaką mu zapłacono. Najpierw na terenach dzisiejszej Belgii walczył z Hiszpanami za francuskie pieniądze Henryka IV. Po dwóch latach walki ustały, więc szukający przygód Anglik wyruszył najpierw do Austrii, a potem do węgierskiego Siedmiogrodu, gdzie opłacony przez Zygmunta Batorego walczył z Turkami.

Podczas bitwy na przełęczy Rotenthurn został ranny i dostał się do niewoli. Jako niewolnik trafił do domu jednego z tureckich możnowładców, który odesłał Smitha jako prezent do swojej kochanki w Konstantynopolu. Kobieta wdała się w romans z nowym niewolnikiem, który wykorzystał sytuację i uprosił kochankę o pozwolenie na wyjazd do Krymu. Zakochana kobieta zgodziła się po zapewnieniach Anglika, że wróci. Już nie wrócił…

Przez Rosję trafił do Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Dostał się do Gdańska, a potem do Szwecji. Do domu powrócił dopiero w roku 1604. Skąd były niewolnik miał pieniądze na zakup akcji „Kampanii Wirginijskiej”, które umożliwiły mu podróż do Ameryki, tego nie wiadomo. Sam John Smith nigdy tego nie zdradził. Być może turecka kochanka przed jego wyjazdem na Krym zapewniła mu pewne środki…

Mała figlarka czy nieznośny bękart?

Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy John Smith wyruszał z domu szukać sławy i przygód – po drugiej stronie świata, w indiańskiej wiosce Werowocomoco na świat przyszła kolejna córka plemiennego wodza Powhatanów, zwanego Wahunsenacaw. Indianie z tego plemienia słynęli z tego, że sami nadawali sobie wiele najróżniejszych imion, więc wódz nazywany był również imieniem Powhatan.

Córka indiańskiego wodza najpierw otrzymała imię Matoaka. Dziś panuje popularne przekonanie, że imię to oznaczało „Białe Piórko”, jest to jednak opinia błędna. W języku Indian Tsenacommacah tworzących plemię Powhatan, słowo „Matoaka” oznaczało dosłownie „rwący strumień pomiędzy wzgórzami” i być może miało związek z miejscem narodzin dziewczynki. Amerykański XVIII-wieczny historyk William Smith twierdził nawet, że w oryginale imię to brzmiało „Matoax”. Drugim imieniem Matoaki było Amonute, jedno z sekretnych imion, które wymawiane były tylko i wyłącznie wewnątrz plemienia. Wierzono bowiem, że gdy tylko obcy usłyszą sekretne imię, sprowadzi to na jego posiadacza zły czar, doprowadzając do chorób, a nawet śmierci. Do dziś nikomu nie udało się odpowiedzieć na pytanie, co mogło oznaczać…

Nie pod tymi imionami jednak indiańska księżniczka przeszła do legendy. Dziś świat zna ją jako Pocahontas. Przydomek ten został jej nadany w dzieciństwie i wbrew temu, co twierdzą dziś miłośnicy historii o córce wodza Powhatana – nie miał on znaczenia pozytywnego. Nie oznaczał ani „małej figlarki”, ani „psotnicy” czy nawet „łobuziaka”. To czysty wymysł scenarzystów bajki Disneya, w której nie wypadało wspomnieć o prawdziwym znaczeniu przydomka „Pocahontas”. W języku Powhatanów oznaczało po prostu odpowiednik wyrażenia „nieznośny bękart” i ewidentnie zostało jej nadane jako kara za złe zachowanie! Czym mała Indianka zasłużyła na takie imię? Tego historykom nie udało się ustalić, pozostają więc tylko domysły…

Nie ma również pewności kim była matka Pocahontas. W niektórych opracowaniach naukowych pada imię Nonoma Winanuske, zwana Matatiske. Nie ma na to jednak jakichkolwiek dowodów Obecnie przyjmuje się jednak, że mogła nią być anonimowa Indianka z innego plemienia. Henry Spelman, kolonista z Jamestown i tłumacz pomiędzy Anglikami a indiańskim wodzem, w swojej książce „Relation of Virginia” z roku 1609 twierdził, że według panującego u Pawhatanów zwyczaju – do wodza Powhatana przybywały indiańskie kobiety z różnych części stanu Virginia, które rodziły wodzowi po jednym dziecku. Po narodzinach opuszczały Werowocomoco i wracały do swoich plemion. Relacja naocznego świadka takich zwyczajów wydaje się być bardzo prawdopodobna. Niektórzy badacze teoretyzują, że matka Pocahontas mogła umrzeć przy narodzinach córki. Dowodów na taki przebieg wydarzeń jednak nie podają…

Księżniczka bez przywilejów

Często Pocahontas bywa przedstawiana jako księżniczka i ulubione dziecko wodza. Niektórzy dodają nawet, że to właśnie ją Powhatan wyznaczył na swoją następczynie. Nic bardziej mylnego. Dzieciństwo Pocahontas nie różniło się niczym od jej rówieśników. Nie była lepiej traktowana i faworyzowana. Tak samo jak inni wykonywała swoje plemienne obowiązki, takie jak przygotowywanie posiłków, zbieranie drewna na opał i szycie ubrań. O zastąpieniu swojego ojca w indiańskiej hierarchii nie mogła nawet marzyć. Sposoby obejmowania zaszczytnej funkcji wodza Powhatanów opisał sam John Smith:
„W jego królestwie dziedziczność nie przechodzi ani na synów, ani na córki. Najpierw następcę jego wybiera się spośród jego braci, a Powhatan ma ich trzech, mianowicie są to Opitchapan, Opechanncanough i Catataugh. Po ich śmierci dziedziczenie obejmują jego siostry. Najpierw najstarsza, a potem kolejne, tak do końca. Po nich następnie potomkowie męscy i żeńscy z najstarszej siostry, ale nigdy potomkowie z braci jego.”

Prawdziwe znaczenie jej imienia pozwala nam również snuć domysły, że dziewczyna mogła być niezbyt lubiana w swojej społeczności. Być może skończyłaby jako anonimowa matka dziecka jakiegoś innego indiańskiego wodza, gdyby nie wiosna roku 1607 i brytyjskie okręty, które właśnie wtedy dopłynęły do brzegów w pobliżu jej wioski…

Awans zamiast szubienicy

Podczas rejsu do Virginii Smith nie potrafił podporządkować się rozkazom dowodzącego wyprawą Newporta. Awanturnik ponownie wpadł w tarapaty, gdy został oskarżony o bunt. Został aresztowany i zamknięty w kajucie. Wyrok mógł być tylko jeden – śmierć przez powieszenie. Newport postanowił zaczekać z egzekucją i wykonać ją dopiero po dopłynięciu do brzegu i zejściu na ląd. 26 kwietnia 1607 dobiły do brzegów Wirginii w Cape Henry. John Smith został wywleczony z kajuty, a na jego szyję założono sznur. Wtedy ponownie uśmiechnęło się do niego szczęście…

Postanowiono, że przed powieszeniem buntownika, odczytane zostaną rozkazy znajdujące się na zaplombowanej korespondencji od właścicieli „Kampanii Wirginijskiej”. Wtedy okazało się, że nowo wyznaczonym dowódcą nowej kolonii ma być właśnie John Smith. Dlaczego on? Tego nie wiedział nikt. Rozkaz trzeba było jednak spełnić i to właśnie uratowało życie angielskiego najemnika. Wzajemna niechęć do siebie Smitha i Newporta nigdy nie ustała. Dla dobra wyprawy mężczyźni postanowili jednak tolerować swoją obecność i nie wchodzić sobie w drogę tak długo, jak to tylko będzie możliwe…

Anglików sen o złocie

Kolonizatorzy ruszyli w głąb lądu, szukając odpowiedniego miejsca na założenie osady. Wybrane miejsce nazwano Jamestown – na część angielskiego króla Jakuba I. Od razu zabrano się do pracy, budując prowizoryczne domy, które miały przetrwać najbliższe lato, do czasu przybycia kolejnego okrętu z zaopatrzeniem. W październiku 1607 roku statek „Mary and Margaret” przywiózł kolejnych osadników, wśród nich grupę Polaków, którzy byli specjalistami od produkcji szkła, smoły i wycinki drzew potrzebnych do budowy osady.

W Jamestown zbudowano chaty, magazyny i kościół. Próbowano też uprawiać ziemię. Angielscy szlachcice nie nadawali się jednak do ciężkiej pracy fizycznej, a wszelkich obowiązków unikali jak ognia. Wszyscy liczyli na łatwy zarobek i korzystne wymiany towarowe z Indianami. Anglicy byli przekonani, że miejscowa ludność dysponuje ogromnymi ilościami złota, które chętnie wymienią na zwykłe błyskotki i świecidełka. Szybko okazało się, że Indianie mają do zaoferowania jedynie futra zwierząt i żywność. Występująca w tamtych latach susza z każdym miesiącem uszczuplała jednak zapasy tubylców, a ziemia w Jamestown nie nadawała się do uprawy.

Gdy zapasy się skończyły trzeba było szukać nowych źródeł pożywienia. John Smith postanowił wyruszyć, w górę rzeki Chickahominy, w poszukiwaniu nowych plemion indiańskich, gotowych handlować z Anglikami. Podczas jednej z takich wypraw, w grudniu 1607 roku, Smith został schwytany przez myśliwych z plemienia Powhatanów i doprowadzony siłą przed oblicze ich wodza Powhatana do indiańskiej wioski Werowocomoco. Tam właśnie na drodze Anglika miała stanąć córka wodza – Pocahontas, jednak historia potoczyła się zupełnie inaczej niż przedstawiła to legenda…

Romans, którego nie było

Znana legenda mówi o tym, że wódz Pawhatanów skazał Smitha na śmierć, poprzedzoną torturami. W ostatniej chwili uratowała mężczyznę córka wodza o imieniu Pocahontas, która w ostatniej chwili zasłoniła Smitha swoim ciałem. Zaskoczony ojciec darował przybyszowi życie i tak narodziła się wielka miłość pomiędzy kolonizatorem, a młodą Indianką. Problem w tym, że opowieść ta bardzo mija się z prawdą.

Wódz Powhatan był przyjaźnie nastawiony do kolonizatorów, a dowodem tego miała być ceremonia przyjęcia Smitha do plemienia. Podczas pokazowej uroczystości, Anglik został rozebrany i związany. Jeden z indiańskich wojowników zaczął poddawać go lekkim torturom, podczas których grożono mężczyźnie śmiercią. Po zakończeniu tego pokazu, rozwiązywano więźnia, który od tego momentu był już pełnoprawnym członkiem indiańskiej społeczności. Tak też stało się w przypadku Johna Smitha, który później postanowił znacznie podkoloryzować swoją historię…

Po miesiącu John Smith wrócił do Jamestown. Niedługo po tym wydarzeniu napisał list, w którym opisywał wydarzenia z Werowocomoco. Nie napisał ani o torturach, ani o próbie jego zabicia. Nawet w jednym zdaniu nie wspomniał o pięknej córce indiańskiego wodza, która miała go uratować przed pewną śmiercią. Więc o czym opowiedział? O tym, jak spotkał myśliwego z plemienia Powhatanów imieniem Opechancanough, który zabrał go ze sobą do swojej wioski. Tam Smith poznał wodza, który przywitał go ucztą. Potem długo rozmawiali. Indianie zaproponowali Smithowi pozostanie z nimi i poddali rytuałowi adopcyjnemu. Gdy Anglik opuszczał wioskę, wódz obiecał, że co pięć dni będzie wysyłał ludzi z zapasami pożywienia do Jamestown.

Jeśli wtedy nie spotkał Pocahontas, to kiedy? Prawdopodobnie kilka miesięcy później, gdy Pocahontas przybyła pierwszy raz do angielskiej osady. Towarzyszyła Indianom dostarczającym do kolonii futra i kukurydzę. Smith i Indianka szybko przypadli sobie do gustu. On miał wtedy 28 lat, Pocahontas była 12-letnim dzieckiem. Nie było miłości, nie było romansu. On traktował ją jak siostrę, ona go jak brata, o czym John napisał w roku następnym. Jednak w swoich kolejnych listach, a potem w książkach, Smith kilkakrotnie zmieniał wersje wydarzeń. Im więcej czasu mijało od tamtych dni, tym więcej pojawiało się w jego wspomnieniach sprzecznych faktów…

Johna Smitha kłopoty z pamięcią 

Pierwsze nieścisłości w relacjach Johna Smitha pojawiają się już w momencie opisywania spotkania z Pocahontas. W „A True relations of Virginia” z roku 1608 wspomniał, ze córkę indiańskiego wodza pierwszy raz spotkał wiosną tego samego roku. Według niego dziewczyna wyglądała na nie więcej niż 10 lat. Po ośmiu latach zmienił zdanie i w liście do księżnej Anny (żony angielskiego króla Jakuba I) napisał, że w momencie spotkania Pocahontas miała 12 lub 13 lat.

Z tego samego listu pochodzi fragment mówiący, że został uratowany przez Pocahontas od śmierci:
„W ostatniej minucie przed moją egzekucją ona zaryzykowała, bijąc się samotnie z myślami, by wybawić mnie od śmierci. Wbrew jej ojcu dokonała tego, po czym zostałem odprowadzony do Jamestown”

Nie podał jednak żadnych szczegółów, dotyczących ocalenia. Przypomniał sobie o nich dopiero po kolejnych ośmiu latach w swojej książce „Generall Historie”:
„[…] dwa wielkie kamienie przyniesiono przed oblicze Powhatana. Moje ręce związano, a głowę moją ułożono tak, by mogły ją te kamienie roztrzaskać. Wtedy to jego ukochana córka Pocahontas, ujęła moją głowę w swoje dłonie i leżała tak na mnie, aż do momentu ocalenia mnie od śmierci”

Atropolog Helen C. Rountree uważa, że tylko pierwszy przekaz Smitha jest prawdziwy, a każda kolejna relacja jest czystym kłamstwem. Zwraca ona uwagę na dość ciekawy fakt. Otóż w roku 1630 w „In True Travel” John Smith opisał swoją przygodę z roku 1602, podczas walki z Turkami. Według niego został wtedy cudem uratowany przed inną egzekucją. Z pomocą przyszła mu jednak córka tureckiego wodza, która rzucając się na Anglika ocaliła mu życie. Obie opowieści wydają się być niemal identyczne. Czy Smithowi szwankowała pamięć i z wiekiem myliły mu się wydarzenia z jego życia? A może zwyczajnie uwielbiał przedstawiać swoją osobę w takim świetle, gdzie zawsze był ratowany przez, ryzykujące własnym życiem, piękne córki swoich oprawców…

Prawdą jest również to, że Smith zarobił ogromne pieniądze na swoich opowieściach. Wiedział doskonale, że im barwniejsze i niebezpieczniejsze będą jego przygody, tym więcej pieniędzy czytelnicy będą skłonni zapłacić za możliwość ich poznania. Jednak prawda o jego spotkaniu z Pocahontas i ich dalsze losy w niczym nie przypominają bajki…

Zdradzić swoich, uratować obcych

Tak jak obiecał Smithowi wódz Powhatan, Indianie zaczęli dostarczać pożywienie do Jamestown. Jedną z osób przybywających do osady z darami była właśnie Pocahontas i to prawdopodobnie wtedy Poznała Johna. Na początku przynoszone zapasy były obfite. Najedzeni Anglicy żyli w zgodzie z tubylcami i chętnie handlowali z nimi. W zamian za kawałki miedzi otrzymywali od Indian skóry i pomoc przy rozbudowie Jamestown. Sytuacja pogorszyła się w roku 1609, gdy na terenach Virginii zapanowała niespotykana dotąd susza.

Plony Indian były coraz mniejsze i w końcu zaczęło brakować pożywienia. Do Jamestown przynoszono coraz mniej zapasów, później Indianie w ogóle przestali przychodzić. Wygodni Anglicy nie zamierzali własnoręcznie polować i uprawiać ziemi. Woleli dostawać żywność od tubylców, wiec nie mogli pogodzić się z myślą, że Indianie nie mają już czym się z nimi dzielić. Doprowadziło to do konfliktu z Powhatanami. Wojna, która wisiała w powietrzu, wybuchła latem 1609 roku. Anglicy zostali wkrótce zaproszeni do Werowocomoco na rozmowy pokojowe. Sympatyzująca z osadnikami Pocahontas ostrzegła jednak Johna Smitha, ze to pułapka. Podczas spotkania Powhatani planowali wybić kolonistów. Uprzedzeni Anglicy nie zjawili się w wiosce i tym samym ocalili swoje głowy. Od tego momentu Pocahontas postrzegana była przez swoich współplemieńców jako zdrajczyni. Przed śmiercią uratowało ją to, że była córką wodza. Powhatan już nigdy jej nie zaufał i przestał darzyć jakąkolwiek sympatią.

W rozpoczęciu konfliktu Anglicy przejęli kontrolę nad rzeką James i nawiązali sojusz z indiańskimi plemionami wrogo nastawionymi do Powhatanów. Walki trwały cztery lata, susza przeminęła, a zmęczeni Anglicy znowu zamarzyli o pokoju. Kapitan Samuel Argall wpadł na pomysł, który w jego opinii miał zagwarantować rozejm z tubylcami. Plan był prosty – należało porwać córkę wodza i wymusić na nim okup oraz zawieszenie broni. Wybór padł na znaną wszystkim Pocahontas, o której błędnie myślano, że jest najukochańszą córką Powhatana i dla niej wódz gotowy jest zrobić wszystko.

W marcu 1613 roku plan wprowadzono w życie. Pocahontas została uprowadzona przez Argalla i uwięziona w Jamestown. Powhatan pamiętający o jej zdradzie, nie miał najmniejszego zamiaru płacić okupu. Stwierdził jedynie, że może co najwyżej zaoferować „dwa stare miecze, kawałek skóry i toporek”. Gdy o tej wycenie dowiedziała się Pocahontas, stwierdziła, że nie zamierza wrócić do Werowocomoco i od tej pory zostanie w Jamestown. Dzisiaj jej pozostanie w osadzie budzi kontrowersje wśród wielu historyków. Jedni twierdzą, że Indianka była dobrze traktowana, nauczyła się języka angielskiego i została ochrzczona, przyjmując chrześcijańskie imię Rebecca. Inni mówią wprost, że indiańska niewolnica traktowana była skandalicznie. Anglicy, w czasie jej pobytu u nich, mieli ją wielokrotnie gwałcić i upokarzać. Kolonista Ralph Chamor w swoich wspomnieniach napisał, że: „Pocahontas była niezwykle uprzejmie przez nas wykorzystywana. I mimo możliwości odejścia, wcale nie chciała się z nami rozstawać”

Indiański historyk Linwood „Mały Niedźwiedź” Custalow w swojej książce „The True Story of Pocahontas” (2007) stwierdził wprost, że przebywająca w Jamestown Pocahontas wiele razy oddawała się kolonizatorom z własnej woli, czerpiąc z tego faktu „wielkie zadowolenie”, więc o gwałtach nie może być mowy.

Jej rzekome złe prowadzenie się nie przeszkodziło jednemu z kolonistów w poślubieniu Pocahontas. Człowiekiem tym był plantator tytoniu John Rolfe – wdowiec, którego żona zmarła zanim przybył do Wirginii. Zakochał się w pięknej Indiance tak mocno, że postanowił poprosić gubernatora kolonii o pozwolenie na ślub. Rolfe był człowiekiem bardzo pobożnym i szczerze zapewniał w liście, że nie uległ wyłącznie cielesnemu pożądaniu względem Pocahontas, a jego miłość do niej każe mu poślubić Indiankę po to, by uratować jej zagubioną duszę: „Proszę o pozwolenie na poślubienie, zmotywowany nie niepohamowaną siłą cielesnego pożądania, ale dobrem całej plantacji, ku chwale naszego kraju i ku chwale Bożej. Dla własnego i dla jej, zwanej Pocahontas, zbawienia. Moje myśli serdeczne i dobre tak ona już dawno temu splątała i ujarzmiła w skomplikowanym labiryncie, w jakim się nigdy jeszcze nie znalazłem…”

Nie wiadomo czy jego miłość była odwzajemniona. Żadne źródła nie zawierają wzmianki na temat tego, co Pocahontas czuła do Rolfa. Mniej więcej w tym czasie John Smith został ranny w wyniku niekontrolowanej eksplozji prochu. Aby zwiększyć jego szansę na wyleczenie, odesłano go do Anglii. Zaniepokojonej jego nieobecnością Pocahontas powiedziano, że mężczyzna zmarł, a jego ciało zabrano do ojczyzny. Być może wiadomość o śmierci Johna, który był dla niej niczym brat, sprawiła, że Pocahontas zdecydowała się związać z kimś, kto mógłby opiekować się nią, tak jak wcześniej czynił to Smith.

Gubernator wyraził zgodę i para pobrała się 5 kwietnia 1614 roku w Jamestown. Zamieszkali razem na plantacji Varina Farms, należącej do Johna. Tam 30 stycznia 1615 roku przyszedł na świat ich syn Thomas. O dziwo, ślub ten doprowadził do pokoju pomiędzy Anglikami i tubylcami. Czyżby szczęśliwy wódz Powhatan zgodził się na rozejm, gdyż teraz był już pewny, że zdrajczyni Pocahontas nigdy więcej nie wróci do jego wioski? Okrutne stwierdzenie, ale takiego zdania są również niektórzy historycy. Okres ten nazywają „pokojem Pocahontas”. Ich dalsze losy znajdziecie na stronie wmrokuhistorii.blogspot.com

Łukasz Włodarski, autor bloga W mroku historii. Jest to strona o historii ukrytej za fasadą mitów i legend, otulonej płaszczem sekretów, skandali i kontrowersji. Opowieści o pasjach, namiętnościach, zbrodniach i zdradach, o ludziach wielkich i małych, znanych i zapomnianych.

 

Janosik  – prawda o słynnym zbójniku jest zupełnie inna

Fot. wmrokuhistorii.blogspot.com